„Sonia , bardzo młoda, nażyła się i naczuła tyle, że potem już ani żyła, ani czuła”
Kiedy w ubiegłym tygodniu przeczytałam w najnowszym „Zwierciadle” wywiad z Ignacym Karpowiczem, który opowiadał o swojej najnowszej książce wiedziałam, że muszę ją mieć jak najszybciej. Sońka wstrząsa. Sońka wzrusza. Nad Sońką płaczesz. A za chwilę ogarnia cię wściekłość i bezradność. „Sońkę” przeczytałam w ciągu jednego dnia. Gdy skończyłam od razu wróciłam do początku. Przez dwa kolejne nie mogłam się od niej oderwać, wracając do ulubionych fragmentów. Napisana jest w pięknym stylu w który wpleciona jest gwara z polsko-białoruskiego pogranicza co nadaje jej jeszcze większej wyjątkowości. Uwielbiam te cytaty jak na przykład: „-Dobry dzień, szto stałaso?” Trochę mi znana, podobnie jak cały obraz podlaskiej wsi i jej społeczności. Autor gorzko rozlicza się z okrucieństwami wojny ale tymi które są do dzisiaj społecznym tabu. Rozlicza się z lokalną małą ojczyzną. Mówi, że dzisiejsza moda na wynoszenie na piedestał beztroskiego życia z dala od cywilizacji, w małej społeczności ma się kiepsko do realiów. „Bardzo to piękne, lecz im wspólnota mniejsza, bardziej zamknięta, tym więcej przemocy, gwałtów i nienawiści.”
Sonię poznajemy jako staruszkę, która powolutku, ostatkami sił prowadzi z pola swoją jedyną krowę. Spotyka na drodze Igora – znanego reżysera z Warszawy, któremu zepsuł się samochód. Na takim końcu świata jakim jest Królowe Stojło to naprawdę wydarzenie. Bo w tej maleńkiej wiosce za Gródkiem, gdzie są tylko 4 chatki w tym dwie opuszczone na co dzień nic się nie dzieje. Kobieta zaprasza go na mleko. I opowiada historię swojego życia, które okrutnie ją doświadczyło. Bo Sonia jest w swojej społeczności wyklęta. Mówią o niej suka. Kurew. „Sońka była szeptucha. Sońka była nasza kara za paskudztwa wojny. Nasza pamięć, (…) źli jesteśmy źli, a ona najgorsza z nas wszystkich” Czym sobie na to zasłużyła? Była kobietą. Której wojna odebrała młodość. I przyszło jej urodzić się w takim miejscu. Wśród takich ludzi. I najbardziej zawiniła tym, że w tym życiu spotkało ją coś pięknego. Zakochała się. W Niemieckim oficerze.
„Historia jest zawsze przeciwko ludziom – a najbardziej kobietom. Ja nie chcę się skarżyć, tylko musisz wiedzieć, co znaczyło wtedy – dawno, dawno temu – być kobietą. Wartość kobiety to nie więcej niż wartość kozy, choć koza większą miała szansę na przeżycie.” Los kobiet w tamtym czasach był niezwykle ciężki i Karpowicz doskonale to obrazuje. A to co wówczas przeżyła Sonia jest niewyobrażalne. Jakie konsekwencje tak pięknej miłości poniosła gdy na wsi wydał się jej romans. Ile ta prosta, wiejska dziewczyna rozumiała z tego co dzieje się wokół? Gdy Joachim opowiadał jej jak w pobliskim Gródku na oczach miejscowych rozstrzelali Żydów. I jak on przeżył to co musiał zrobić.
Miejscowych wojna długo nie dotykała. Słyszeli o niej, słyszeli o Hitlerze, słyszeli o wszystkich okrucieństwach. Ale nie identyfikowali się z tym. „A był to czas wielu wojen z których żadna nie była naszą. Polaki biły się z Niemcami i Ruskimi, teraz Ruscy z Niemcami, nas jednak niezbyt to dotykało bo my nie ichnie, my niczyje, my samoswoje, może dalej w Białymstoku, ale nie tutaj, może trochę w Gródku, ale nie w Królowym Stojle. Koniec świata ma do siebie to, że wojna dociera tam rzadko (…), jeżeli jednak już dociera, to w przerażającej postaci. Dopiero później mieliśmy tego doświadczyć”
Autor porusza jeden z niechętnie podejmowanych z tej perspektywy tematów – kwestię partyzantów. To bohaterowie czy bandyci i mordercy? Mimo, że minęło tak wiele lat, tyle pokoleń, to nasze społeczeństwo nadal z tym tematem sobie nie radzi. Bo to nie Niemcy okazali się najgorszym co mogło ludzi tam spotkać. „Kontyngenty, partyzanci (…). Przychodzili i zabierali (…) po dobroci, tylko z wycelowaną bronią. Ilu ich było! Nadziwić, się nie mogłam. Walczyli ze sobą jak mrówki a nam mówili, że to dla nas, w naszym imieniu. (…) W czas wojny różne plagi spadają, nam taka się dostała. Urodzaj obrońców.” Innym bardzo ważnym aspektem jest bezprawie jakie również przedstawia autor. Bo mała ojczyzna sama rozlicza się z tymi którzy jej nie odpowiadają. A wojna spadła im jak manna z nieba. Wojna była doskonałą okazją by raz na zawsze zakończyć wieloletnie spory i dokonać zemsty. „Wszystkie zgony zapisywano na konto Niemców, ale Sonia wiedziała, że sąsiedzi ginęli także z rąk sąsiadów. (…) Wieś eliminowała fizycznie i nieodwracalnie. Zbierała się grupa chłopów, widły, siekiery, kilka uderzeń i wspólne nabożeństwo. Taki chłop był porządny a taki wypadek nieszczęśliwy,pech. (…) No i zawsze wina Niemców. Albo niczyja, gdy pokój, czyli skaranie boskie (…) „Czy to wielka różnica kto zabije i dlaczego? Niemiec, Rosjanin, Biołorusinin i Polak strzelają kulami bez narodowości. Sąsiedzi polowali na sąsiadów”
A wiecie co jest najbardziej w tej całej historii poruszające? Sonia to postać autentyczna. Karpowicz, który sam pochodzi z okolic które opisuje w książce, poznał Jej historię od wuja. I chociaż dopiero teraz wydał „Sońkę”, gotową już od wielu lat to już wówczas wiedział, że urodził się po to by ją napisać. Podlaska wieś, białoruska mniejszość – to wszystko jest mu naprawdę znane i bliskie. Kto inny więc, mógłby ten temat tak dobrze przedstawić. Karpowicz podobnie jak Igor – bohater książki – postanawia nie pozostawić tej historii w zapomnienie. Dni Soni dobiegają końca, a ona zasługuje na to by ktoś w końcu odczarował to przekleństwo jakim namaściła ją wieś. Bo chyba nawet nikt jej nigdy nie zapytał, jak z jej perspektywy wygląda ta historia.
Na prawdę polecam Wam, tą książkę. Uważam, że Sonia zasługuje na to by poznać historię pięknej miłości Jej i Joachima. Tym bardziej, że jest w takim stylu opisana. Zmusza także do refleksji nad losami naszych bliskich. Ja uświadomiłam sobie, że to co opowiadali dziadkowie o wojnie to najprawdopodobniej prawie nic. Bo do jak wielu rzeczy ludzie nawet w najgorszych snach nie chcą wracać. Jakie słowa nigdy nie przecisną im się przez gardło. Jakich okropieństw doświadczyli. A ja do Gródka mam niedaleko i pomyślałam, że wybiorę się tam tego lata i poszukam grobu Soni. Bo pewnie nie ma tam nikogo kto mógłby czy chciał się za nią pomodlić. Bo Sonia to symbol wszystkich kobiet które doświadczyły wojny i ciężkiego życia na takich końcach świata jak Królowe Stojło.
“Obawiam się, że nie zapomnę Sońki do końca życia. Ale teraz mogę podzielić się nią z innymi. Niech idzie i niech dręczy innych ludzi.” – Ignacy Karpowicz